ARGUMENTY ZA WIARĄ#42 Kim był Jezus Chrystus: kłamcą, szaleńcem, legendą czy Synem Bożym.

Posted: 23 czerwca 2014 in ARGUMENTY ZA WIARĄ

Seria “ARGUMENTY ZA WIARĄ” ma na celu pokazanie, że chrześcijaństwo i ogólnie wiara w Boga nie jest czymś co wymaga całkowitego wyłączenia myślenia. Cykl ten może nie da niezbitego 100% dowodu na istnienie Boga (nie taki jest jego cel), lecz powinien sprawić, aby przynajmniej niektóre osoby niewierzące zmieniły swoją postawę z bezmyślnego wyśmiewania chrześcijaństwa w założenie, że “być może coś w tym jest”. Z kolei osoby już wierzące być może wzmocnią swoją wiarę po kolejnych wpisach z tej serii.

beautiful_savior_jesus_christ-1516612

Co mamy począć z Jezusem Chrystusem?” Jest to pytanie, które w pewnym sensie ma aspekt wyłącznie komiczny. Właściwym bowiem pytaniem byłoby nie: „Co mamy począć z Chrystusem?”, lecz: „Co On ma począć z nami?” Obrazek przedstawiający posiedzenie much, rozstrzygających, co począć ze słoniem, zawiera w sobie pierwiastek komiczny. Być może jednak pytającemu chodziło o to, co mamy począć z Nim w sensie następującym: „Jak mamy rozwiązać historyczną kwestię postawioną nam przez spisane wypowiedzi i czyny tego Człowieka?” Problem ten polega na pogodzeniu dwóch spraw. Z jednej strony będzie to prawie ogólnie uznana głębia i zasadność Jego nauk moralnych, których nawet opozycjoniści chrześcijaństwa nie kwestionują w sposób poważny. W rzeczywistości kiedy dyskutuję z zaciekłymi przeciwnikami Boga, stwierdzam, że raczej gotowi są powiedzieć, iż całkowicie opowiadają się za chrześcijańskimi naukami moralnymi – i wydaje się, że istnieje powszechna zgoda co do tego, że w nauczaniu tego Człowieka i Jego bezpośrednich uczniów prawda moralna przedstawiona jest w sposób najczystszy i najlepszy. Nie trąci ckliwym idealizmem, jest pełna mądrości i przenikliwości. Mamy do czynienia z czymś realistycznym, w najwyższym stopniu nowym, wytworem zdrowego rozumu. Oto jedna sprawa.

Drugą sprawą jest zgoła zatrważający charakter teologicznych uwag czynionych przez tego Człowieka. Wiadomo, co mam tu na myśli, chcę więc raczej podkreślić, że fakt wypowiadania przez Niego jakichś przerażających twierdzeń nie występuje tylko jeden raz w ciągu Jego kariery. Mamy oczywiście również ten jeden moment – który doprowadził do Jego egzekucji. Moment, w którym najwyższy kapłan zapytał Go: „Kim jesteś?” – „Jestem Mesjaszem, Synem wiekuistego Boga, i ujrzycie Mnie, kiedy objawię się na końcu wszelkiej historii jako sędzia świata”. Lecz z tym niesłychanym stwierdzeniem spotykamy się w rzeczywistości nie tylko w owym jednym, dramatycznym momencie. Jeżeli przeanalizować Jego rozmowy, okaże się, że ten rodzaj roszczenia przewija się przez wszystkie. Chodził na przykład i mówił ludziom: „Przebaczam wam grzechy”. Jest rzeczą zupełnie naturalną, że człowiek może przebaczyć coś, co zostało jemu wyrządzone. Tak więc, jeżeli ktoś oszuka mnie na pięć funtów, będzie całkiem naturalne i uzasadnione, gdy powiem: „No dobrze, przebaczam mu, więcej do tego nie wracajmy”. Cóż byś jednak zrobił, gdyby ktoś tobie ukradł pięć funtów, a to ja bym powiedział: „Zapomnijmy o tym, przebaczam mu”?

Dalej natrafiamy na coś dziwnego, coś, co się ujawniło niemal przez przypadek. Pewnego razu Człowiek ten siedzi, spoglądając w dół na Jerozolimę ze wzgórza wznoszącego się ponad nią, i nagle wypowiada niezwykłe słowa: „Ciągle posyłam wam proroków i mędrców”. Nikt nie robi z tego powodu żadnej uwagi. A przecież zupełnie nagle, prawie mimochodem, stwierdził On, że jest tą mocą, która od wieków posyła na świat mędrców i przewodników. Albo jeszcze jedna dziwna uwaga. Prawie w każdej religii istnieją nieprzyjemne praktyki związane z postami. Ten Człowiek nagle jednego dnia stwierdza: „Nikt nie musi pościć, kiedy Ja tu jestem”. Kim jest ów Człowiek, który twierdzi, że sama Jego obecność zawiesza wszelkie normalne reguły? Kim jest osoba, która może nagle ogłosić całej szkole, że wszyscy mają wolne popołudnie? Czasami stwierdzenia te nasuwają przypuszczenie, jakoby Ten, który mówi, był zupełnie bez grzechu czy winy. Jego nastawienie jest zawsze takie: „Wy, do których przemawiam, jesteście wszyscy grzesznikami”, a sam nigdy, w najmniejszym stopniu, nie sugeruje, by identyczny zarzut mógł być postawiony Jemu. Gdzie indziej mówi: „Jestem zrodzony z Jedynego Boga, zanim był Abraham, Ja jestem”, a trzeba pamiętać, co oznaczały słowa: „Ja jestem” w języku hebrajskim. Były one imieniem Boga, imieniem, którego nie wolno było wymawiać nikomu spośród istot ludzkich, którego wypowiedzenie mogło oznaczać śmierć.

Tak się przedstawia druga strona problemu. Z jednej więc strony mamy jasne, stanowcze nauki moralne, a z drugiej stwierdzenia, które – o ile nie są prawdziwe – byłyby stwierdzeniami jakiegoś megalomana, w porównaniu z którym Hitler byłby najrozsądniejszym i najskromniejszym spośród ludzi. Nie ma tu półśrodków i nie ma podobieństwa do innych religii. Gdyby pójść do Buddy i zapytać go: „Czy jesteś synem Brahmy?” – odpowiedziałby: „Synu mój, przebywasz ciągle w dolinie iluzji”. Gdyby pójść do Sokratesa i zapytać: „Czy jesteś Zeusem?” – po prostu by cię wyśmiał. Mahomet zapytany: „Czy ty jesteś Allachem?” – najpierw rozdarłby swoje szaty, a potem uciął pytającemu głowę. Konfucjusz na pytanie: „Czy jesteś Niebem?” – prawdopodobnie odpowiedziałby: „Spostrzeżenia niezgodne z naturą nie należą do dobrego tonu”. Idea wielkiego nauczyciela moralności mówiącego to, co mówi Chrystus, nie wchodzi tu w rachubę. Moim zdaniem jedyną osobą, która może mówić tego rodzaju rzeczy, jest albo Bóg, albo całkowity obłąkaniec, cierpiący na ten typ urojenia, który paraliżuje cały umysł człowieka. Choćby nie wiadomo co absurdalnego wymyślił sobie ktoś na swój temat, może on pozostawać przy zdrowych zmysłach, lecz jeśli uważa, że jest Bogiem – nie ma dla niego ratunku. Można zauważyć przy okazji, iż Chrystus nigdy nie był przez swoich współczesnych traktowany jako zwykły nauczyciel moralności. Nie wywierał takiego wrażenia na nikim spośród tych, którzy Go spotkali. Wzbudzał głównie trzy uczucia: nienawiść, przerażenie, uwielbienie. Zupełnie nie było ludzi, którzy wyrażaliby umiarkowaną aprobatę.

Co zrobić, żeby pogodzić te dwie sprzeczne ze sobą sprawy? Jedna próba polega na utrzymywaniu, że Człowiek ten w rzeczywistości nie mówił takich rzeczy, lecz że Jego uczniowie wyolbrzymili historię i w ten sposób powstała legenda na temat owych wypowiedzi. Trudno się z tym zgodzić, ponieważ wszyscy Jego uczniowie byli Żydami, co oznacza, że należeli do narodu, który najbardziej ze wszystkich przekonany był o istnieniu tylko jednego Boga i o niemożliwości istnienia innego. Byłoby bardzo dziwne, gdyby ów straszny wymysł na temat przywódcy religijnego miał powstać wśród jedynego narodu na całej kuli ziemskiej, po którym pomyłki tego rodzaju najmniej można się było spodziewać. Przeciwnie, odnosi się wrażenie, że żaden z Jego bezpośrednich uczniów, ani nawet autorów Nowego Testamentu, nie przyjmował bynajmniej tej doktryny z łatwością.

Następna próba polega na tym, by relacje o tym Człowieku potraktować jako legendy. Jestem absolutnie przekonany, parając się od lat historią literatury, że czymkolwiek Ewangelie by nie były, nie są one legendami. Czytałem wiele legend i widzę jasno, że Ewangelie nie należą do tego gatunku. Nie mają owej rangi artystycznej wymaganej od legend. Jako twory wyobraźni są bez polotu, nie podchodzą do tematów właściwie. Większa część życia Chrystusa jest nam zupełnie nie znana, jak życie Jemu współczesnych, a nikt tworzący legendę nie dopuściłby do czegoś takiego. Pominąwszy fragmenty dialogów Platona, nie znamy w starożytnej literaturze form dialogu podobnych do czwartej Ewangelii. Nie istniało nic takiego nawet w nowożytnej literaturze, dopóki sto lat temu nie narodziła się powieść realistyczna. Z opowiadania o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie dowiadujemy się, że Chrystus nachylił się i pisał palcem na piasku. Nic z tego nie wynika. Nikt nigdy nie opierał na tym jakiejkolwiek doktryny. Sztuka wymyślania małych, nie związanych z tematem detali dla uczynienia wyimaginowanej sceny bardziej przekonującą jest sztuką całkowicie współczesną. Czyż jedynym wytłumaczeniem tego fragmentu nie jest fakt, że zdarzenie to miało rzeczywiście miejsce? Autor umieścił go po prostu dlatego, że to widział. Dalej dochodzimy do historii najdziwniejszej ze wszystkich, historii Zmartwychwstania. Jest rzeczą jak najbardziej konieczną spojrzeć na tę historię w pełnej jasności. Słyszałem, jak ktoś kiedyś mówił: „Znaczenie Zmartwychwstania polega na tym, iż daje ono świadectwo przetrwania, świadectwo tego, iż istota ludzka jest w stanie przetrwać śmierć”. Podążając za tym poglądem, musielibyśmy uznać, że to, co stało się z Chrystusem, jest tym, co zawsze działo się ze wszystkimi ludźmi, z tą różnicą, że w przypadku Chrystusa było nam dane widzieć, jak się to odbywa. Na pewno nie o tym myśleli pierwsi chrześcijańscy pisarze. Coś zupełnie nowego wydarzyło się w historii świata. Chrystus pokonał śmierć. Drzwi, które zawsze były zamknięte, po raz pierwszy zostały zmuszone do stanięcia otworem. To coś całkowicie odmiennego od zwykłego przetrwania ducha. Nie chcę przez to powiedzieć, że świadkowie nie wierzyli w przetrwanie ducha. Przeciwnie, wierzyli w nie tak mocno, że nie jeden raz musiał ich Chrystus zapewniać o tym, że nie jest duchem. Rzecz w tym, że chociaż wierzyli w przetrwanie, to jednak uważali Zmartwychwstanie za coś całkowicie innego i nowego. Opowiadania o Zmartwychwstaniu nie są obrazem przetrwania po śmierci, zdają relację o powstaniu w świecie zupełnie nowej formy istnienia. Coś nowego ukazało się w świecie: tak nowego, jak pierwsze pojawienie się życia organicznego. Ten Człowiek po śmierci nie uległ podziałowi na „ducha” i „martwe ciało”. Powstała nowa forma istnienia. Tak oto przedstawia się ta historia. Co z nią poczniemy?

Stajemy według mnie wobec pytania, czy jakakolwiek hipoteza pokrywa się z faktami tak dobrze, jak hipoteza chrześcijańska. Hipoteza ta mówi, że Bóg zszedł w stworzony wszechświat, w dół do ludzkości – i znowu wzniósł się, pociągając ją za sobą. Alternatywna hipoteza nie oznacza legendy, ani wyolbrzymionej historii, ani pojawienia się ducha. Oznacza obłąkanie albo kłamstwo. Jeśli ktoś nie może przyjąć drugiej alternatywy (ja nie mogę), zwraca się do teorii chrześcijańskiej.

„Co mamy począć z Chrystusem?” Problem nie polega na tym, co my możemy począć z Nim, problem polega wyłącznie na tym, co On zamierza począć z nami. Nam pozostaje jedynie przyjąć lub odrzucić ową całą historię chrześcijańską.

To, co On mówi, bardzo różni się od tego, co powiedział którykolwiek z innych nauczycieli. Inni mówią: „Oto prawda o świecie. Oto droga, którą należy iść”. On natomiast powiada: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem”. I mówi dalej: „Żaden człowiek nie jest w stanie osiągnąć rzeczywistości absolutnej inaczej jak tylko przeze Mnie. Staraj się zachować swoje życie, a spotka cię nieuchronnie zguba. Oddaj swoje życie, a będziesz zbawiony”. Mówi: „Jeżeli wstydzisz się Mnie, jeżeli słysząc wezwanie, odwracasz się w drugą stronę, Ja również będę patrzył w drugą stronę, kiedy przyjdę powtórnie jako Bóg bez przebrania. Jeżeli jakakolwiek rzecz nie pozwala ci zbliżyć się do Boga i do Mnie, czymkolwiek by ona była, odrzuć ją. Jeżeli jest to twoje oko, wyłup je. Jeżeli jest to twoja ręka, odetnij ją. Jeśli stawiasz siebie na pierwszym miejscu, będziesz ostatni. Chodźcie do Mnie wszyscy, którzy dźwigacie ciężkie brzemię, uczynię je lekkim. Wszystkie wasze grzechy są zmazane, mogę to zrobić. Jestem Odrodzeniem, jestem Życiem. Spożywajcie Mnie, pijcie Mnie, jestem waszym Pokarmem. I nie lękajcie się, Ja zwyciężyłem świat”. Oto odpowiedź na nasze pytanie.

C.S. Lewis – „Bóg na ławie oskarżonych” [Rozdział 9]

C.S. Lewis – pisarz, krytyk literacki, profesor na Oxford i Cambridge, autor „Opowieści z Narnii”; do 30 roku osoba niewierząca, swoje nawrócenie zawdzięczał częściowo J.R.R Tolkienowi (autor „Władcy Pierścieni”).

—————————–

FRAGMENT KSIĄŻKI „PYTANIA O CHRZEŚCIJAŃSTWO” VITTORIO MESSORIEGO (wywiad z Jeanem Guittonem – filozofem, wykładowcą na paryskiej Sorbonie

Wiadomo, jak Guitton pracował, niestrudzenie, przez ponad sześćdziesiąt lat: umiejętnościami i bronią logiki i rozumu zacieśniał coraz bardziej problem powstania wiary w Jezusa, historycznego początku chrześcijaństwa, dochodząc do wniosku, że (choć pozornie możliwe są „hipotezy” nieskończone) w rzeczywistości dają się zredukować do trzech podstawowych. Mianowicie rozum ludzki wobec zagadki, jaką stanowi nieznany kaznodzieja, nazywany Jezusem z Nazaretu, który przeobraził się w niewytłumaczalny sposób i nagle w Chrystusa mającego być uwielbianym, jest ograniczony do dwóch tylko odpowiedzi. Albo się wybierze „hipotezę historyczną” (Jezus jest jak my człowiekiem, którego ubóstwiły pomyłka i złudzenie uczniów), albo opowiada się za „hipotezą mityczną” (Jezus jest tylko mitem boga zbawiciela, którego stworzyła wiara i potem uznała za rzeczywiście istniejącego, urojenie, któremu fantazja lub alienacja religijna wymyśliła imię i historię). Żadna inna hipoteza, dowodzi Guitton, nie jest dozwolona dla rozumu, który odrzuca jedyną pozostającą możliwą alternatywę, „hipotezę wiary”: tę mianowicie, która skandalicznie twierdzi, że Jezus jest tajemniczym punktem, w którym Odwieczny wdziera się w czas historyczny człowieka, w szatach Żyda z czasów Augusta i Tyberiusza.

— Próbowałem — potwierdza filozof — stosować do problemu Jezusa ten sam rodzaj logiki, klasycznej ale wiecznej, którą Arystoteles zastosował, aby zmierzyć się z problemem Boga. Usiłowałem nie umieszczać siebie na tej samej płaszczyźnie co egzegeci, bibliści, krytycy, lecz wznieść się ponad zamieszanie, uprawiać „krytykę krytyki”. Zbadałem racje zwolenników hipotezy „historycznej” oraz racje zwolenników hipotezy „mitycznej” i stwierdziłem, że nie tylko stawali oni przed większą zagadką od tej, którą chcieli rozwiązać, ale zaprzeczali sobie wzajemnie. Postawiłem jednych przeciwko drugim, kazałem walczyć Loisy’emu i Renanowi z jednej strony oraz Couchoudowi czy też Bultmannowi z drugiej i zobaczyłem, że racje jednych unicestwiały racje drugich. W tym momencie, wśród ruin wszelkiej „racjonalnej” próby wyjaśnienia tajemnicy Jezusa, zobaczyłem, że otwiera się przejście do hipotezy wiary; odkryłem logiczny wyłom prowadzący do wstrząsającej tajemnicy Boga, który staje się człowiekiem. — Zamyślił się, a potem: — Starałem się w sumie wykazać, że jeżeli „krytyka” może oddalić od wiary, to „krytyka krytyki” może przyprowadzić do niej z powrotem. Albo, jak mówił kardynał Newman: „Jeżeli trochę kultury oddala od Boga, dużo kultury prowadzi do odkrycia Go na nowo”.

Praca więc, która implikuje równocześnie wiadomości historyczne i metodologie filozoficzne:

— Tak, w swojej krytyce krytyki zbadałem dane problemu historycznego uznawanego od chrześcijańskich początków. Może dopiero w naszym wieku mamy w ręku wiadomości wystarczające do tego, aby spróbować zrobić podsumowanie danych historycznych o Jezusie, także dzięki licznym odkryciom archeologicznym, nowym dokumentom i znaleziskom. Jednak nigdy nie zapomniałem, że przede wszystkim jestem filozofem: a więc studiowałem nie tylko to, co mówili przeczący boskości Jezusa, ale także „jak” to mówili. Mianowicie metodę, logikę ich przeczenia. Rozumowałem, oto wszystko; i właśnie kompletne posługiwanie się rozumem zakończyło się ukazaniem mi porażki samego rozumu wobec Ewangelii i otworzyło mnie na Tajemnicę.

* * * * * * * * *

Powyższy argument przemawiający za prawdziwością chrześcijaństwa to tzw. trylemat Lewisa. Główna jego krytyka odnosiła się do tego, czy naprawdę możemy ufać Ewangeliom. Niektórzy uważali, że Ewangelie po części (Jezus żył, lecz nie uważał się za Syna Bożego) bądź w całości są nieprawdziwe. To co trzeba przede wszystkim zauważyć, to to, że w przypadku tekstów starożytnych niemożliwym jest określenie prawdziwości każdego jednego fragmentu, zdania. To co można zrobić, to ustalenie ogólnej wiarygodności tekstu. Mówił o tym min. F.F.Bruce z Uniwersytetu Manchester, który zajmował się egzegezą biblijną:

„Zazwyczaj nie da się za pomocą argumentów historycznych udowodnić prawdziwości każdego szczegółu jakiegoś starożytnego tekstu, czy to biblijnego, czy pozabiblijnego. Wystarczy mieć uzasadnione zaufanie do ogólnej wiarogodności danego autora; jeżeli jest ona potwierdzona, to można zakładać, że i szczegóły przez niego podawane są prawdziwe. (…) To, że chrześcijanie traktują Nowy Testament jako zbiór ‚świętych’ tekstów, bynajmniej nie umniejsza jego wartości historycznej”.

Powody, dla których możemy założyć, że Ewangelie to nie legendy (100% fałsz):

1. Ewangelie powstały zbyt szybko.

Najwcześniejsza Ewangelia (św. Marka) powstała ok. 30 lat po okresie, w którym miał żyć Jezus. Listy św. Pawła powstały jeszcze wcześniej*. Sprawia to, że w czasach ich publikacji, żyli świadkowie (zarówno przyjaźnie jak i wrogo nastawieni), którzy mogliby zdyskredytować Pierwotny Kościół Jerozolimski, do którego elity żydowskie musiały być wrogo nastawione ze względu choćby na „bluźniercze” słowa Jezusa znajdujące się w NT i rosnącą liczbę Jego wyznawców w Palestynie.

Należy także zwrócić uwagę na to, że legendy powstają zazwyczaj przez wieki. Tutaj musiał by być to bardzo przyśpieszony proces, w dodatku w miejscu dosyć mocno kulturowo rozwiniętym na połączeniu szlaków łączących trzy kontynenty, a nie wśród jakiegoś zacofanego ludu. Dla przykładu można tutaj wspomnieć o tym, że najwcześniejsze biografie Aleksandra Wielkiego napisane przez Arriana i Plutarcha powstały 400 lat po Aleksandrze. Pomimo tego historycy traktują te biografie jako wiarygodne. Bajkowe legendy o Aleksandrze powstawały natomiast po okresie, w którym żyli ci dwaj biografowie.

* Św. Paweł w Liście do Koryntian powstałym 20 lat po ukrzyżowaniu Chrystusa wspomina np. o tym, że Jezusa po śmierci widziało na raz 500 osób, z czego większość nadal żyje. Kłamał w sprawie, którą można było łatwo sprawdzić?

Na koniec tego punktu porównajmy jeszcze jak wyglądają Ewangelie na tle biografii innych założycieli religii. Edwin Yamauchi (Uniwersytet Miami) – jeden z najlepszych specjalistów w dziedzinie historii starożytności:

„Gdy zaczyna się jakiś nowy ruch religijny, często dopiero wiele pokoleń później ludzie zaczynają spisywać związane z im informacje. Faktem jest jednak, że posiadamy lepszą dokumentację historyczną dla Jezusa niż dla założyciela jakiejkolwiek innej starożytnej religii (…) Na przykład Gaty Zaratusztry, około 1000 lat przed Chrystusem, uważa się za autentyczne, większość z nich została spisana dopiero po trzecim wieku po Chrystusie. Nauki Buddy, który żył w szóstym wieku przed Chrystusem, zostały spisane dopiero w epoce chrześcijaństwa. Chociaż posiadamy słowa Mahometa (570-632 n.e.) w Koranie, jego biografia została napisana dopiero w roku 767, ponad wiek po jego śmierci. Dlatego sytuacja z Jezusem jest tak wyjątkowa, powiedziałbym  uderzająca, gdy weźmiemy pod uwagę jak wiele dowiadujemy się o nim z NT”.

2. Mnóstwo niewygodnych fragmentów dla Pierwotnego Kościoła w Nowym Testamencie.

Mówi się o tym, że twórcy NT tak go napisali, aby po pierwsze skonsolidować władzę wczesnego Kościoła, a po drugie aby pozyskiwać nowych wyznawców. Ciężko w to jednak uwierzyć, jeśli weźmiemy pod uwagę mnóstwo fragmentów NT, które ujawniają pełno niewygodnych informacji zarówno o Jezusie (np. ukrzyżowanie było najbardziej haniebną śmiercią jaką można było ponieść, a dla żydów oznaczało wręcz bycie przeklętym przez Boga) jak i o apostołach. Historyk Will Durant, który nie był chrześcijaninem pisał o tym:

„Pomimo przychylnego nastawienia i teologicznych przekonań ewangeliści przelali na papier wiele wydarzeń, które przez zwykłych oszustów byłyby pominięte – spór Apostołów o pierwszeństwo, ich ucieczka po pojmaniu Jezusa, zaparcie się Piotra, niepowodzenia Jezusa w Galilei przy dokonywaniu cudów [z powodu niedowiarstwa Galilejczyków – przyp. red.], niewiara niektórych członków jego rodziny, wzmianki niektórych słuchaczy o Jego rzekomym szaleństwie, wczesna niepewność Jezusa co do przyjęcia Jego misji, przyznanie się do nieznajomości niektórych elementów przyszłości, chwile goryczy, rozpaczliwy krzyk na krzyżu. Każdy, kto o tym czyta, nie wątpi w prawdziwość tej postaci. To, że kilku prostych ludzi w ciągu jednego pokolenia wymyśla tak silną i pociągającą osobowość, tak wzniosłą etykę i tak inspirującą wizję ludzkiego braterstwa, byłoby dużo bardziej niewiarygodnym cudem niż wszystkie cuda opisane w Ewangeliach. Po dwóch wiekach ostrej krytyki opisy życia, osobowości i nauk Chrystusa pozostają wyraźne i stanowią najbardziej fascynujący element w historii cywilizacji zachodniej”.[1]

W dodatku twórcy NT najpewniej nie wkładali w usta Jezusa tego, czego nie powiedział. Widać to przede wszystkim w przypadku obrzezania pogan przechodzących na chrześcijaństwo. To czy ludzie ci powinni powinni poddawać się obrzezaniu czy też nie było jednym z największych sporów pierwotnego Kościoła. Wsadzenie w usta Jezusa słów na ten temat w NT rozwiązałoby wiele problemów. Nic takiego jednak nie zrobiono, co świadczy o tym, że Ewangeliści starali się jak najwierniej przytoczyć słowa Nazarejczyka.

Dodać jeszcze należy to, że nauki Chrystusa poza tym, że mogą chwytać za serce, to są jednocześnie bardzo wymagające.  Jeżeli szukam nowych wyznawców których mógłbym potem wykorzystywać, to nie przesadzał bym z wymaganiami.

3. Forma literacka Ewangelii w żaden sposób nie pasuje do legend czy baśni.

O tym punkcie wspomniał już w powyższym fragmencie C.S. Lewis. Podobnie uważał autor „Władcy Pierścieni” – J.R.R. Tolkien. NT jest pozbawiony przede wszystkim jakiegokolwiek artyzmu. W dodatku przemilcza wiele kluczowych spraw jak dzieciństwo Jezusa czy tak fundamentalnych wydarzeń jak opuszczenie grobu przez Jezusa. Przy opisach cudów Jezusa brak jest jakiegokolwiek sensacjonalizmu. O tych rzeczach wspominają dopiero apokryfy powstałe w II czy III wieku, a więc w okresie, kiedy ludzie pamiętający czasy Chrystusa już nie żyli. To właśnie po apokryfach widać jak wyglądają legendy. Czytając NT nie ma się takiego wrażenia, zwłaszcza jak potem sięgniemy po apokryf i dokonamy porównania.

Dodatkowo znamienną cechą legendy jest mniejsze zainteresowanie detalami historyczno-kulturowymi. Jak potwierdziła głównie archeologia, NT jest bardzo dokładny pod tym względem. Mówiło o tym wielu wybitnych archeologów takich jak Sir William Ramsay, William Albright czy Nelson Glueck. Warto w tym miejscu również wspomnieć o tym, że Jerozolima w roku 70 n.e. została zrównana z ziemią przez rzymian.

„Ogólnie rzecz biorąc… prace archeologiczne zdecydowanie zwiększyły pewność, co do wiarygodności zapisu biblijnego. Więcej niż jeden archeolog zwiększył swój szacunek dla Biblii poprzez swoje prace wykopaliskowe. Archeologia w wielu sprawach obaliła zarzuty współczesnych krytyków odnośnie niedokładności Biblii”.[2]

Powyższe słowa wypowiedział z kolei Millar Burrows – profesor Archeologii na Uniwersytecie Yale.

4. Niezwykłość postaci Jezusa.

Wymyślenie postaci nie jest problemem. Ludzie twierdzący, ze Jezus nigdy nie istniał zapominają jednak o tym, że Jezus nie był zwyczajną postacią, do której wystarczy trochę inteligencji czy wyobraźni. Wymyślenie kogoś o takim charakterze i moralności jak Jezus i mającego tak duży wpływ na dzieje ludzkości jak On, wymagałoby kogoś równego Chrystusowi, bądź większego. Bardzo wielu prominentnych ateistów, bądź po prostu niechrześcijan wspominało o tym, kiedy zdecydowanie krytykowali tych, którzy uważali, że Nazarejczyk nie był postacią historyczną:

John Stuart Mill: Mówienie, że Chrystus – jak przedstawiony w Ewangeliach – nigdy nie żył, nie ma żadnego sensu. Któż z pośród jego uczniów… byłby zdolny do wymyślenia słów przypisanych Jezusowi, lub wymyślenia życia i charakteru jaki ujawniają Ewangelie? Z pewnością nie rybacy z Galilei; z pewnością również nie Paweł, którego szczególny sposób bycia (ang. idiosyncrasy) był kompletnie innego rodzaju.

Jean Jacques Rousseau: Żydowscy autorzy nigdy by nie wymyślili, zarówno tego stylu jak i moralności; Ewangelie mają znamiona prawdy tak wielkie, tak uderzające, tak kompletnie niezrównane, że wymyślenie ich byłoby bardziej zdumiewające niż ich bohater.

Koleje życia Sokratesa, w którego istnienie nikt nie ośmiela się wątpić, nie są tak dobrze poświadczone, jak fakty z życia Jezusa Chrystusa.

Denis Diderot: Nie znam nikogo, zarówno we Francji jak i poza, kto byłby w stanie napisać tak jak teksty Nowego Testamentu są napisane (…) Rzucam wyzwanie każdemu, kto chciałby spreparować historię tak prostą, tak wzniosłą i wzruszającą, jak ta o męce Jezusa Chrystusa.

W tym miejscu warto przeczytać również wywiad z Idą Magli – antropolog kulturową, która opowiada o wyjątkowości Nazarejczyka.

5. Czytając NT napotykamy na osobowość.

Albert Einstein (1879 – 1955), fizyk: Jako dziecko byłem nauczany Biblii oraz Talmudu. Jestem Żydem, ale jestem zafascynowany jaśniejącą postacią Nazarejczyka… Nikt nie może czytać Ewangelii nie czując prawdziwej obecności Jezusa. Jego osobowość pulsuje w każdym słowie. Żaden mit nie byłby tak przepełniony życiem.

Will Durant, historyk, niechrześcijanin: To, że kilku prostych ludzi w ciągu jednego pokolenia wymyśla tak silną i pociągającą osobowość, tak wzniosłą etykę i tak inspirującą wizję ludzkiego braterstwa, byłoby dużo bardziej niewiarygodnym cudem niż wszystkie cuda opisane w Ewangeliach.

H.G. Wells, historyk, niechrześcijanin: Dodatkowo, znany historyk Herbert G. Wells, który nie uważał się za chrześcijanina, przyznał, iż cztery Ewangelie „zgodnie kreślą obraz bardzo konkretnej osoby; niosą w sobie przeświadczenie o jej realności”.

C.S. Lewis, krytyk literacki: A więc Nowy Testament nie daje nam wizerunku Chrystusa. Jakież dziwne procesy myślowe doprowadziły tego  uczonego Niemca [Bultmanna] do tak bezgranicznego zaślepienia, że nie widzi tego, co jest jasne dla wszystkich poza nim? Jaką mamy gwarancję, że umiałby tę osobowość rozpoznać gdyby tam była? Bo mamy tutaj przypadek: Bultmann contra mundum. Jeśli wszystkich wierzących, a nawet wielu niewierzących, łączy jakaś wspólna nić, to jest nią poczucie, że w Ewangelii zetknęli się z indywidualnością. Są postacie, o których wiemy, że istniały w historii, ale do których nie mamy tak bezpośredniego stosunku, jak gdybyśmy znali je osobiście. Takimi postaciami są Aleksander Wielki, Attyla i Wilhelm Orleański. A są także inne, które nie roszczą sobie pretensji do historycznej prawdziwości, ale które mimo to znamy tak, jak znamy żywych ludzi: Falstaff, wuj Toby i pan  Pickwick. Ale tyko trzy postacie obdarzone są realnością obu tych rodzajów. Oczywiście każdy wie kogo mam tutaj na myśli: Sokratesa w relacji  Platona, Chrystusa przedstawionego w Ewangeliach i Boswellowskiego Johnsona. Fakt, że ich znamy przejawia się na wiele sposobów. Czytając apokryficzne Ewangelie powtarzamy napotykając ten lub inny logion: „Nie. To brzmi bardzo pięknie, ale to nie są Jego słowa. On tak nie mówił” – podobnie jak w przypadku pseudo-cytatów z Johnsona.

6. Kryterium nieciągłości.

Przy badaniu wiarygodności tekstów starożytnych stosuje się tzw. kryteria autentyczności. Jednym z ciekawszych jest kryterium „nieciągłości”, które twierdzi: „Można uznawać za historycznie autentyczny fakt ewangeliczny, który nie może pochodzić ani z żydostwa współczesnego Jezusowi ani ze środowiska pierwotnego Kościoła”. Tym kryterium, przyjmowanym bez dyskusji jednomyślnie przez krytyków, możliwe jest udowodnienie: śmierć Chrystusa na krzyżu („zgorszenie i głupstwo”, a więc niemożliwa do wymyślenia ani przez Żydów, którzy oczekiwali Mesjasza zwycięskiego, ani przez chrześcijan, których wiara była wystawiona na kryzys właśnie przez tę haniebną karę śmierci); chrzest, który zdaje się stawiać Jezusa między grzesznikami i podporządkowywać go Janowi Chrzcicielowi; nakaz dany apostołom, aby nie przemawiali do Samarytan i do pogan, w silnej sprzeczności z podnietą misjonarską, w której pisze się Ewangelie; fragmenty, w których uczniowie i apostołowie są przedstawiani jako tępi w rozumieniu, pełni wad, nawet zdrajcy; oraz wiele innych epizodów i powiedzeń.

7. Autorzy Ewangelii.

Autorami byli min. bezpośredni świadkowie życia Jezusa np. św. Mateusz. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś na autora Ewangelii dałby Mateusza, który był celnikiem, osobą współpracującą z okupantem. Jego zajęcie było najbardziej znienawidzonym zawodem w  Judei pierwszego wieku. Jeśli wziąć dodatkowo pod uwagę, że Ewangelia Św. Mateusza była wyraźnie skierowana do Żydów, a nie pogan, to tym ciężej uwierzyć, że ktoś chcący dodać autorytetu tekstowi nieznanego autorstwa, dałby właśnie Mateusza na autora. Był on ostatnim z możliwych wyborów.

Poza Mateuszem, dwóch z trzech pozostałych autorów Ewangelii nosi również imiona trudne do uwierzenia, chyba że byli  oni naprawdę autorami tych tekstów. Mowa oczywiście o św. Łukaszu i św. Marku. Kim oni byli? Można chyba powiedzieć, że byli nikim. Ani jeden ani drugi nie był w ogóle apostołem. Ani jeden ani drugi nie jest praktycznie wymieniany w pozostałych tekstach NT.

JEŻELI NT TO W 100% NIE PRAWDA, TO ZNACZYŁO BY TO, ŻE JEZUS Z NAZARETU NIGDY NIE ISTNIAŁ. POD SPODEM KILKA PUNKTÓW DLACZEGO MOŻEMY BYĆ PEWNI TEGO, ŻE NAZAREJCZYK NAPRAWDĘ ŻYŁ:

1. Najbardziej sceptyczni historycy (specjalizujący się w NT i wczesnym chrześcijaństwie) uważają, że Jezus z Nazaretu istniał (Ludemann, Vermes, Ehrman, Sanders i inni) .

2. Wątpliwości co do istnienia Jezusa pojawiły się dopiero w XVIII wieku:

Niezależne od siebie doniesienia wskazują na to, że w czasach starożytnych nawet przeciwnicy chrystianizmu nigdy nie powątpiewali w historyczność Jezusa, którą po raz pierwszy, i to bez dostatecznych podstaw, kilku autorów zakwestionowało dopiero pod koniec XVIII wieku, a potem w wieku XIX i na początku XX stulecia.
The New Encyclopædia Britannica (1976)

3. We wczesnym chrześcijaństwie było wiele herezji, ale żadna nie twierdziła, że Jezus nie chodził po ziemi. Nawet gnostycy czy dokeci (kierowali się niechęcią do materii), którzy uważali po prostu, że ciało Jezusa tylko z pozoru wyglądało jak ciało fizyczne.

4. Bezgrzeszny Jezus wymyślony przez ludzi wychowanych w środowisku znanym z wiary w powszechność grzechu?

5. Zdrowy rozsądek. Czy człowiek, mający największy wpływ na dzieje ludzkości, będący w centrum historii, może być jednocześnie mitem?

6. NT powstał w czasach, kiedy żyli jeszcze ludzie (przyjaźni jak i wrodzy świadkowie) pamiętający czasy o których mowa w NT. 1List do Koryntian autorstwa św. Pawła (ok.56 n.e.) zawiera w sobie wczesne wyznanie wiary (1Kor 15:3-8), datowane przez większość krytyków biblijnych (np. tacy sceptycy jak Gerd Ludemann czy Michael Goulder) na maksymalnie 40 rok n.e., a więc tylko kilka lat po ukrzyżowaniu Chrystusa.

7. Wiele niewygodnych faktów z życia Jezusa znajduje się w Ewangelii np: pochodzenie z Galilei, zawód cieśla, niewiara rodziny czy najbardziej haniebny rodzaj śmierci jakim było ukrzyżowanie („zgorszenie dla żydów i głupstwo dla pogan”).

8. Im bardziej wyjątkowa postać, tym trudniejsza do wymyślenia. Nauki moralne Jezusa, Jego niezwykły stosunek do kobiet czy dzieci i ogólne odstawanie od otaczającej go kultury sprawiają, że jest bardzo mało prawdopodobne, że jest to postać wymyślona. Tym bardziej że taki oszust/oszuści  [który wymyśliłby postać Jezusa] z jednej strony przejawiałby bardzo wzniosłą moralność,  z drugiej strony byłby po prostu kłamcą.

9. Wiara w Jezusa to był „wybuch”. Wcześniej nikt o człowieku o tym imieniu (wokół którego istniał by kult) nie słyszał. Nie ma dowodów, że historia Jezusa rozwijała się przez długi czas jako mit, a dopiero potem nabrała konkretnego kształtu. Wszystko pojawia się nagle, praktycznie rzecz biorąc w pełni ukształtowane.

* * *

JEŻELI NIEKTÓRE FRAGMENTY NT (MIN. TE O JEZUSIE UWAŻAJĄCYM SIĘ ZA BOGA) SĄ NIE PRAWDZIWE TO MOGĄ BYĆ TEGO DWIE GŁÓWNE PRZYCZYNY:

1. PIERWSI CHRZEŚCIJANIE KŁAMALI

Mało prawdopodobne, gdyż Jezus wyraźniej mówi o sobie jako o Bogu głównie w Ewangelii św. Jana, która powstała najpóźniej (lata 90). W pozostałych Ewangeliach w wielu miejscach Jezus zazwyczaj pośrednio poprzez swoje słowa na to wskazuje. Patrz min. na fragmenty o: odpuszczaniu grzechu przez Jezusa, „Syn Człowieczy jest panem szabatu”, czy o tym, że przy Jezusie nie trzeba pościć (ludzie wszystkich religii pościli, aby zbliżać się do Boga), a także na całe kazanie na górze mające charakter chrystologiczny (choć Jezus nie nazwał siebie wprost Bogiem, to jasno wynika to z tego kazania, o czym wspominał min. rabin Jacob Neusner, który oczywiście nie jest chrześcijaninem). Gdyby to, że Chrystus uważał się za Boga, było wymysłem pierwszych chrześcijan, to Ewangelie synoptyczne dużo wyraźniej by o tym mówiły.

Oprócz tego należy zadać również pytanie, czy apostołowie tak przesiąknięci tak wzniosłymi pod względem moralnym naukami Jezusa mogli sami być kłamcami? A jeżeli już założymy, że nie było żadnego Jezusa, to czy można było wymyślić postać o tak wspaniałym charakterze jak Jezus, o takiej świętości samemu będąc zwodzicielem i kłamcą patrzącym jak inni przez wiarę w to są prześladowani do tego stopnia, że niektórzy oddawali za to życie?

Dodać należy również to, że pierwsi wyznawcy Konfucjusza, Buddy czy Mahometa nie zrobili z nich Bogów, a przecież należy pamiętać, że Izraelici byli ostatnim narodem świata, w którym można było uznać człowieka za Boga. Żydzi byli ultra monoteistyczni i nie można było nawet wypowiadać imienia Boga.

Na sam koniec tego punktu przytoczmy jeszcze jedno zdanie, które autorzy NT przypisali Jezusowi, a które to niemal na 100% musiał wypowiedzieć Nazarejczyk:

Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. [Mk 13:32]

Jezus w tej wypowiedzi o końcu, stawia siebie powyżej ludzi i aniołów. Mówi o sobie jako o Synu Ojca, a więc jako o samym Bogu. Tak też te wypowiedzi rozumieli żydzi traktujący to jako bluźnierstwa, co też było głównym powodem ukrzyżowania Jezusa. Dlaczego w przypadku tej wypowiedzi możemy być niemal pewni, że są to autentyczne słowa Jezusa? Ano dlatego, że jest bardzo mało prawdopodobne, że pierwsi chrześcijanie tworząc już fałszywe stwierdzenie Jezusa, jednocześnie wspominaliby o jakiejkolwiek „ułomności” Nazarejczyka, tak jak w tym przypadku o niewiedzy.

2. ŹLE ZROZUMIELI

Jest to również mało prawdopodobne. Gdyby teksty NT powstały wiek czy dwa po okresie w którym żył Jezus z Nazaretu, a więc byłyby spisane przez ludzi nie znających Jezusa ani nawet pierwszych Jego wyznawców, to można by tak sądzić. Tak jednak nie było. Autorami Ewangelii byli uczniowie Jezusa, bądź ludzie, którzy ich znali osobiście (św. Marek).

Mówi się, że obecni uczeni zajmujący się NT wiedzą lepiej jakie było prawdziwe zachowanie, cel i nauczanie Jezusa. Uważają oni, że to wszystko zostało bardzo szybko źle zrozumiane i przekręcone przez Jego pierwszych naśladowców, a zostało odkryte i odpowiednio zrozumiane przez uczonych współczesnych. Trochę tak, jak z tymi uważającymi, że Arystoteles i neoplatoczycy źle zrozumieli Platona, a dobrze dopiero my w XX/XXI wieku. Czy mówienie jednak, że ludzie żyjący w tym samym czasie, otoczeniu kulturowym, mówiący tym samym językiem co Jezus i w dodatku znający go osobiście, gorzej rozumieli Jezusa, niż współcześni liberalni uczeni jest zdroworozsądkowe?

Na koniec ponownie krótki fragment ze wspomnianego wcześniej Willa Duranta:

„Zafascynowana swymi odkryciami wyższa krytyka zastosowała do Nowego Testamentu tak surowe testy na autentyczność, że w ich świetle setki wybitnych postaci ze starożytności — np. Hammurabi, Dawid, Sokrates — musiałoby przejść do świata legend. Do ewangelistów żywi się uprzedzenia i traktuje się ich według przyjętych z góry koncepcji teologicznych, gdy tymczasem upamiętnili oni wiele wydarzeń, które zwyczajni fantaści by przemilczeli — zabiegi apostołów o zaszczytne miejsce w Królestwie, ich rozpierzchnięcie się po aresztowaniu Jezusa, zaparcie się Piotra (…) Nikt, kto czyta te relacje, nie wątpi, że mówią one o rzeczywistych osobach”.[3]

[1] The Story of Civilization, Vol III: Caesar and Christ;

[2] Millar Burrows, What Mean These Stones? (New York: Meridian Books, 1956), p.1;

[3] The Story of Civilization, Vol III: Caesar and Christ;

Komentarze