Archiwum dla Wrzesień, 2014

Kevin Wayne Durant – amerykański koszykarz grający obecnie w Oklahoma City Thunder, były zawodnik Seattle SuperSonics i University of Texas at Austin. Po roku studiów na teksańskiej uczelni, kiedy notował średnio 25,8 punktu, oraz 11,1 zbiórki w meczu został zgłoszony do draftu NBA. Razem z innym koszykarzem, który także spędził tylko rok na studiach Gregiem Odenem byli typowani do pierwszego numeru draftu. Ostatecznie Durant został wybrany z numerem drugim, choć jak się później okazało zrobił większą karierę niż nękany ciągle kontuzjami Oden. MVP sezonu NBA 2013/14.

20c9b93f8a6862c9570f2444079dc0c9

Kevin Durant swój debiut w NBA zaliczył w przegranym meczu z Denver Nuggets, w którym zdobył 18 punktów, 5 zbiórek, oraz 3 przechwyty. Swojego pierwszego game-winnera, Durant rzucił 16 listopada 2007 w wygranym meczu Sonics z Hawks w podwójnej dogrywce. Jako pierwszoroczniak pięciokrotnie był wybierany najlepszym rookie miesiąca (listopad, grudzień, styczeń, marzec i kwiecień). Rzucał najwięcej punktów wśród wszystkich pierwszoroczniaków (20,3 pkt/mecz co jest o 7,6 pkt/mecz więcej od któregokolwiek innego rookie oraz najlepszym wynikiem w drużynie Ponaddźwiękowców) – wraz z 4,4 zbiórki/mecz i 2,4 asysty/mecz w 80 meczach (wszystkie w pierwszej piątce). Durant był też jedynym pierwszoroczniakiem, który prowadził w pięciu statystykach w swoim zespole – wliczając średnią punktową, bloków, przechwytów, celnych oraz procent rzutów osobistych.

Na koniec sezonu regularnego Kevin Durant został uznany najlepszym pierwszoroczniakiem, zostając tym samym pierwszym zawodnikiem, który tego dokonał w historii SuperSonics. Ponadto jego średnia punktowa (20,3) pobiła czterdziestoletni rekord rookie Boba Rule’a (1967/1968).

We wrześniu 2010 roku Durant wziął udział w Mistrzostwach Świata rozgrywanych w Turcji. Wraz z reprezentacją USA zdobył mistrzostwo globu w finale pokonując reprezentację gospodarzy 81:64. Po meczu został ogłoszony MVP mistrzostw, znalazł się także w pierwszej 5 turnieju. Mistrz olimpijski (2012).

Lider Oklahoma City Thunder 19 lutego 2012 roku ustanowił swój rekord kariery zdobywając 51 punktów w wygranym meczu przeciw Denver Nuggets zakończonym wynikiem 124-118 dla OKC. Innym ważnym osiągnięciem tego zawodnika było zdobycie tytułu All-Star Game MVP, w którym to meczu wystąpił w wyjściowym składzie zdobywając 36 punktów.

To co jest jednak ważne dla tego wybitnego sportowca, to nie tylko osiągnięcia sportowe, lecz również jego wiara. Zawodnik Oklahoma City Thunder, Kevin Durant, nie zapomina bowiem o Bogu w ważnych chwilach.

MVP sezonu zasadniczego 2013/14 po otrzymaniu statuetki dla najlepszego gracza powiedział:

„Przede wszystkim chciałbym podziękować Bogu za to, że zmienił moje życie i pozwolił mi zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi w życiu. Koszykówka jest tylko platformą do tego, bym mógł inspirować ludzi. Zdaję sobie z tego sprawę”.

W bardzo emocjonalny sposób opisał następnie zmagania, przez które przechodził dorastając. Uczcił także swoją matkę, która jako samotny rodzic wychowała go razem z jego bratem.

Wcześniej Kevin Durant niejednokrotnie przyznawał się do Jezusa Chrystusa w wywiadach. Zapytany przez Doris Burke ze stacji ESPN o swoje pasmo sukcesów, koszykarz odpowiedział:

„Dziękuję Bogu, Jezusowi Chrystusowi. To wszystko, co mogę powiedzieć”.

Poniżej wideo z przekazania Durantowi nagrody MVP sezonu:

http://chnnews.pl/index.php/pl/rozrywka/item/1485-najlepszy-koszykarz-sezonu-nba-podziekowal-bogu-za-to-ze-zmienil-jego-zycie-wideo.html

Mariusz Wlazły – polski siatkarz, grający na pozycji atakującego; reprezentant Polski. W 2006 roku na mistrzostwach świata w Japonii zdobył wraz z drużyną narodową wicemistrzostwo świata. W 2014 roku na mistrzostwach świata w Polsce zdobył wraz z drużyną narodową mistrzostwo świata. Na zakończenie tych zawodów przyznano mu dwie nagrody indywidualne. Został najlepszym atakującym oraz najbardziej wartościowym zawodnikiem (MVP) turnieju.

635469727975135890

Mariusz Wlazły, czyli najbardziej wartościowy gracz zakończonych w niedzielę mistrzostw świata w siatkówce, nie wstydzi się otwarcie mówić o swojej wierze. Dał temu wyraz kilka lat temu, jako jeden z bohaterów książki „Ewangelia dla sportowca i kibica”. Teraz jego wypowiedzi – będące świadectwem wiary – zdobywają sieć.

Wlazły nie kryje się ze swoją wiarą. Przy okazji wywalczenia przez Polaków złota szybko w internecie rozchodzą się religijne deklaracje siatkarza sprzed dwóch lat. Co ciekawe: są to słowa opublikowane pierwotnie w związku z Euro 2012. Komentarze internatów z reguły są pozytywne: – Tak mi się wydawało, że to nie jest typowy siatkarz. Nie widziałem (po ruchu ust), żeby przeklinał.

Cytaty z MVP turnieju dotyczące wiary rozpowszechniają się obecnie głównie w sieci. A skąd pochodzą? Z wydanej przed Euro 2012 książki „Ewangelia dla sportowca i kibica”. Na rynek wprowadziło ją wydawnictwo Edycja Świętego Pawła. W promocji publikacji uczestniczyli najbardziej znani polscy sportowcy. A ich religijne deklaracje znalazły się na jej łamach. Jedna z nich należy do Mariusza Wlazłego.

Pisał on tak: – W moim życiu wiara jest bardzo ważna. Życie opiera się na wierze, więc czym byłoby bez niej? Ważne jest, żeby nosić Boga w sercu. We wszystkich momentach mojego życia – tych prostych i tych trudniejszych – Bóg był przy mnie. Zawsze staram się dziękować Mu za to, że prowadzi mnie przez życie. Nieraz bardzo krętą drogą, lecz na pewno ku prawdzie i oświeceniu. Jak się ma chęci i wiarę, to Bóg sam nas znajdzie.

Następnie mistrz świata w siatkówce dodawał, że „każdy z nas ma jakiś cel w życiu”. – Każdy ma jakąś drogę, którą musi przejść, lecz na niej napotyka różnego rodzaju trudności, poboczne cele itp. Myślę, że to, co robię w chwili obecnej, jest bardzo ważne dla mnie, dla mojego rozwoju, więc staram się wypełnić i zrobić wszystko z jak największą perfekcją. Nie zawsze się to udaje, lecz każda porażka jest jeszcze mocniejszą motywacją do osiągnięcia wyznaczonego celu – czytamy w deklaracji Wlazłego opublikowanej w książce „Ewangelia dla sportowca i kibica”.

Siatkarz podkreślał też, że „fundamentem jego życia jest rodzina”, a „każda chwila spędzona w domu jest najważniejsza i niezastąpiona”. – Nie ma nic lepszego, jak nauczyć czegoś własne dziecko. Żona daje mi oparcie w ciężkich chwilach i podnosi na duchu – podkreślał.

Zwłaszcza pierwszy cytat jest teraz często przypominany w internecie – nie tylko na chrześcijańskich www i stronach rożnych parafii bądź instytucji katolickich. „Gość Niedzielny” pisze entuzjastycznie, że Mariusz Wlazły „jest także człowiekiem wiary”. A publicysta Deona Piotr Żyłka ocenia: – Mariusz Wlazły miażdży nie tylko na boisku.

Podobnie też serwis „Polonia Christiana” odnotowuje: – Okazuje się, że najlepszy polski siatkarz – od niedzieli mistrz świata w tej dyscyplinie – jest również gorliwym katolikiem. Brawo! Tak trzymać!

W kontekście wyznań Wlazłego przypominane są też i te innych sportowców jak np. Roberta Lewandowskiego, który – przyjmując symboliczny medalik – wziął udział w akcji „Nie wstydzę się Jezusa” i Agnieszki Radwańskiej. Ona również wsparła tę inicjatywę, ale została wykluczona z grona jej ambasadorów po tym, jak wystąpiła w rozbieranej sesji dla ESPN. Inni sportowcy z tego grona to np. Kuba Błaszczykowski, Marek Citko i Mateusz Ligocki. A wśród osób publicznych znaleźli się m.in. także: Przemysław Babiarz, Tomasz Zubilewicz, Krzysztof Ziemiec i Radosław Pazura.

Komentarze internautów nt. słów Wlazłego są z reguły pozytywne: – Tak mi się wydawało, że to nie jest typowy siatkarz. Nie widziałem (po ruchu ust), żeby przeklinał. – Dobre świadectwo wiary tego sportowca.

W publikacji „Ewangelia dla sportowca i kibica” o Bogu w swoim życiu pisali także m.in: Leszek Blanik, Jerzy Dudek, Marcin Gortat, Kamil Stoch i Sławomir Szmal. Również Michał Winiarski – dziś, podobnie jak Wlazły, mistrz świata w siatkówce – napisał o swojej wierze: – Obecność Boga odczuwam na co dzień. Często nie jestem w stanie uczestniczyć w Mszach św., ale rozmawiam z Bogiem na modlitwie. Myślę, że prawdziwa wiara jest w sercu każdego dobrego człowieka. Zarówno wiara w Boga, jak i w dobro, miłość i nadzieję. Bez niej życie nie miałoby sensu.

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/mariusz-wlazly-miazdzy-nie-tylko-na-boisku-slowa-o-bogu-robia-furore/qwvgd

HuysmansJoris-Karl Huysmans (właśc. Charles-Marie-Georges Huysmans; ur. 5 lutego 1848 w Paryżu, zm. 12 maja 1907 tamże) – francuski pisarz, skandalista. Kojarzony z dekadentyzmem.

Fragment książki „Pisarze nawróceni” Josepha Pearce’a

Trudny do przecenienia wpływ na pogrążenie się [Oskara] Wilde’a w dekadencji miało A Rebours (Na wspak)*, dzieło francuskiego powieściopisarza Jorisa-Karla Huysmansa, przyjęte entuzjastycznie jako niezastąpiony przewodnik po libertyńskim stylu życia. Bohater tej książki, Des Esseintes, intelektualny dandys  oddany pogoni za przyjemnością, stał się wzorem do naśladowania dla nowego pokolenia aspirujących buntowników. Niemal natychmiast Whistler pogratulował Huysmansowi jego „cudownej książki”, Paul Valery ogłosił ją swoją „biblią i lekturą do poduszki”, a Paul Bourget, w owym czasie bliski przyjaciel Huysmansa i Wilde’a, wyznał, że jest jej wielkim wielbicielem. Jednak, prawdę mówiąc, niewielu zachwyciło się Na wspak bardziej niż sam Wilde. W wywiadzie udzielonym „Morning Post” stwierdził: „ostatnia książka Huysmansa jest jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek czytałem”. Rozmiary jej wpływu na późniejszą moralność Wilde’a można ocenić na podstawie reakcji Doriana Graya, który czytając książkę przypominającą powieść Huysmansa, odkrywa, iż „bohater, ten wspaniały paryżanin… stał się dla niego jakby prototypem. Istotnie, zdawało mu się, że cała ta książka zawiera dzieje jego życia, spisane wcześniej, niż je przeżył”. Zdaniem Wilde’a bohater Huysmansa „próbuje niejako połączyć w sobie wszystkie nastroje, jakim podlegał duch świata, w równej mierze kochając z powodu ich sztuczności wszystkie owe rezygnacje, które ludzie zwą niesłusznie cnotami, jak i owe naturalne bunty, dziś jeszcze przez mędrców uważane za grzechy”. Według Andre Raffalovicha, Wilde zachwycał się zwłaszcza tą częścią Na wspak, w której jej główny bohater wspomina pewną erotyczną przygodę, różną od wszystkich innych, jakie były jego udziałem, bo homoseksualną.

Nie ulega wątpliwości, że Huysmans wywarł na Wilde’a wpływ tyleż głęboki, co niepoczciwy. W rezultacie doszło do całkowitego odwrócenia funkcji moralnych. Cnoty były teraz czymś sztucznych, podczas gdy grzech – naturalnym buntem. To, co niesłuszne, było słuszne, a to, co słuszne, niesłuszne. Krótko mówiąc, Na wspak „było zatrutą studnią”, z której Wilde pił z prawdziwą przyjemnością. Truciźnie tej nie oparł się również sam Huysmans, który w następnych latach zainteresował się magią, co doprowadziło do powstania powieści La Bas. Satanistyczny mistycyzm tej książki zdawał się zarówno fascynować, jak oburzać jej autora.

Rok po opublikowaniu La Bas w 1891 roku Huysmans w swej autobiografii, En Route (W drodze) pojednał się z Kościołem rzymskokatolickim. Wygląda na to, że ten  dramatyczny powrót do chrześcijaństwa wywarł również pewien wpływ na Wilde’a. Kiedy w 1898 roku Maurice Maeterling poinformował Wilde’a, że Huysmans wstąpił do klasztoru Wilde odpowiedział ze „musi być cudownie oglądać Boga przez witraże. Być może ja również pójdę do klasztoru”.

* Na wspak (fr. À rebours) — wydana w 1884 roku najsłynniejsza powieść francuskiego pisarza Jorisa-Karla Huysmansa i jednocześnie punkt wyjścia dla wszystkich jego późniejszych dzieł. Jest to najwybitniejszy przykład literatury dekadentyzmu (z nawiązaniem do symbolizmu), odważne zerwanie z charakterystycznym dla wcześniejszej twórczości Huysmansa naturalizmem spod znaku Zoli. Głównym bohaterem jest diuk Jan des Esseintes, znudzony życiem jedyny potomek arystokratycznej rodziny. Książka jest właściwie katalogiem gustów prawdziwego dekadenta i w swoim czasie uzyskała nawet określenie „biblii dekadentyzmu”. Inspirował się tym dziełem sam Oscar Wilde, tworząc Portret Doriana Graya. Szerszą sławę Na wspak zdobyła w 1895 roku, podczas procesu Oscara Wilde’a, kiedy określono ją mianem książki „sodomicznej”.

A.N. Wilson – słynny brytyjski nowelista i biograf. Autor książek o Hillaire Bellocku, C.S. Lewisie, Lwie Tołstoju, Johnie Miltonie i Jezusie Chrystusie. Stracił wiarę w 1980 roku i przez 30 lat był prominentnym ateistą. W między czasie pisał np. o tym, że Jezus wiary nie jest Jezusem historycznym. Przyjaciel Richarda Dawkinsa i Christophera Hitchensa. Wiarę odzyskał ponownie w 2009 roku będąc przekonanym nie tyle poprzez argumenty naukowe czy filozoficzne, jak przez fenomeny: miłości, muzyki czy istnienia języka.

20090402_1309wilson_w
Pamiętam, że przeczytanie „Chrześcijaństwa po prostu” C.S. Lewisa zrobiło ze mnie ateistę – straciłem wiarę nie tylko w wersję chrześcijaństwa przedstawioną przez tego pisarza, lecz w ogóle. W tamtej chwili zrozumiałem, że po okresie życia, kiedy chodziłem do kościoła, cały domek z kart zawalił się dla mnie – poczucie Bożej obecności w życiu człowieka, i pomysł że w ogóle jakikolwiek Bóg istnieje nie wspominając o miłosiernym Bogu w tym okrutnym świecie. Jeśli chodzi o Jezusa, jako założyciela chrześcijaństwa – pomysł ten wydawał mi się całkowicie niedorzeczny. Na podstawie dokumentów, które posiadamy, możemy stwierdzić jasno, że Jezus wierzył, że świat zbliżał się ku końcowi, podobnie jak i pozostali. Tak więc jak mógł on zamierzać dać początek nowej religii dla pogan, nie wspominając o chęci założenia Kościoła i sakramentów? To był nonsens, razem z ideą osobowego Boga, lub kochającego Boga w świecie pełnym cierpień. Nonsens, nonsens, nonsens.

Po odrzuceniu wiary w to wszystko poczułem ogromną ulgę. Przez miesiące chodziłem jak nowo-narodzony. Mniej więcej w tamtym czasie, the Indepentedt on Sunday, wysłał mnie abym przeprowadził wywiad z Billym Grahamem [jeden z większych ewangelizatorów protestanckich], który był na misji w Syracuse. Na spotkaniach tych ludzie nawracali się i przyjmowali chrześcijaństwo, co przynosiło im ogromną ulgę.

Jako wątpiący religijny człowiek nigdy nie wiedziałem jak oni się czuli. Jako nowo narodzony ateista potrafiłem jednak pojąć jaka satysfakcja może być dana człowiekowi po nawróceniu. Po raz pierwszy od 38 lat byłem po tej samej stronie co moje pokolenie. Byłem jednym z Grahamitów, tylko że na odwrót. Jeśli wpadałem do Richarda Dawkinsa (starego kumpla z Oxfordu), lub miałem obiad w Waszyngtonie z Christopherem Hitchensem (jak to miało miejsce podczas odwiedzin Billego Grahama), nie musiałem czuć się nieswojo. Hitchens był podekscytowany, aby powitać nowego konwertytę do swojej niewiary i przeprowadził mnie przez swój katechizm zanim zdążyłem coś zjeść. „Tak więc – absolutnie żadnego Boga?” „Nie,” mogłem odpowiedzieć z gorliwością. „Żadnego przyszłego życia itp.?” „Nie,” odpowiedziałem. W końcu! Mogłem dołączyć do wyznania podzielanego przez wielu (większość?) intelektualistów świata zachodniego – że człowiek jest czysto materialnym stworzeniem (cokolwiek miało by to znaczyć), że Bóg, Jezus i religia są zbiorem bzdur: i co gorsza, przyczyną wielu (nie, idź dalej) większości (dlaczego ograniczać się, idź na całość), całego zła na świecie, od Jerozolimy do Belfastu, od Waszyngtonu do Islamabadu.

Mój wątpiący temperament, sprawił jednak, że byłem bardzo nie przekonywującym ateistą. I nie przekonanym. Mój sąsiad Colin Haycraft, szef Duckworth i mąż Alice Thomas Ellis, miał w zwyczaju mawiać,”Chciałbym, aby Freddie [Ayer] nie latał w kółko mówiąc że jest ateistą. Wskazuje to, że traktuje religię poważnie”.

Wyznanie, ze religia może być obalona w kilku prostych argumentach (wykazanych przez Davida Hume’a w jego świetnym „Dialogues Concerning Natural Religion”) a później wyśmiana trzymało mnie przez kilka lat. Kiedy pojawiały się wątpliwości sięgałem po Hume’a aby pozbierać się z powrotem. Trochę podobnie jak wątpiący chrześcijanie sięgający po żywoty swoich ulubionych świętych.

Religia jednak – po tym jak blask nawrócenia zanika – nie jest tylko i wyłącznie sprawą argumentu. Obejmuje ona całą osobę. W związku z tym, wracałem raz za razem do myśli, że tak wielu ludzi, których podziwiałem i kochałem, czy to w życiu czy poprzez książki, było osobami wierzącymi. Czytając „Życie Mahatmy Gandhi” Louisa Fischera czy autobiografię Gandhiego „The Story of My Experiments With Truth” uznałem, za niemożliwość nie zrozumienie, że całe życie, cała istota, jest czerpane od Boga, jak to można było zobaczyć po przykładzie Gandhiego. Oczywiście istnieją argumenty, które mogą sprawić, że będziesz miał wątpliwości co do miłości Boga. Życie Gandhiego, które było tak głęboko skupione na Bogu, przypomniało mi jednak o tych wszystkich cechach ludzkich, które muszą być zaprzeczone, jeśli przyjmiesz to ponure, pogmatwane wyznanie ateizmu materialistycznego. Czy David Hume jakkolwiek atrakcyjny by nie był wszedł tak głęboko w złożoność ludzkiej egzystencji jak jemu współczesny Samuel Johnson?

Patrzenie jak cała grupa moich przyjaciół i moja własna matka, umarli w krótkim okresie czasu, przekonało mnie, że czysto materialistyczne „wyjaśnienia” dla naszej tajemniczej ludzkiej egzystencji po prostu nie mogą przejść – na samym intelektualnym poziomie. Sam fenomen mowy ludzkiej powinien nas skłonić do refleksji (…) Jak to możliwe, że grupy antropoidalnych małp rozwinęły nadzwyczajną morfologiczną złożoność pojedynczego zdania, nie wspominając o całej gramatycznej tajemnicy, która tak zajmowała Chomskiego i innych? Nie, istnienie języka jest jednym z wielu fenomenów – z których miłość i muzyka są największymi – które sugerują że istoty ludzie są czymś dużo więcej niż kupą mięsa. Przekonują mnie one, że jesteśmy istotami duchowymi, i że religia wcielenia, dowodząca, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz, i cały czas przywraca go z powrotem do tego obrazu, jest po prostu prawdą. Jako działające odbicie dla życia, jako szablon wobec którego mierzymy nasze doświadczenie, pasuje.

Kiedy myślę o moich przyjaciołach ateistach, włączając mojego ojca,  wyglądają oni dla mnie jak ludzie, którzy nie mają uszu do muzyki, lub nigdy nie byli zakochani. To nie jest tak (jak oni wierzą), że natrafili oni na jakiś ogromny fałsz religii – prorocy głoszą to w każdym pokoleniu. Powiedział bym raczej, że ci niewierzący przeoczają po prostu coś, co nie jest trudne do wychwycenia. Być może jest to coś zbyt oczywistego, aby zrozumieć; oczywistego jak kochankowie czujący, że ich spotkanie było oczywistością.

Nie wspomniałem jeszcze o moralności, lecz ostateczną rzeczą, która sprawiła, że niemożliwością byłby mój powrót do ateizmu, było napisanie książki o Wagnerze i nazistowskich Niemczech, i zrozumienie jak strasznie niespójny był neodarwinowski bełkot Hitlera, i jak pełna życia opozycja głównie chrześcijan opłacona krwią. Przeczytaj książkę „Etyka” pastora Bonhoeffera i spytaj sam siebie, jak strasznie szalony świat jest tworzony przez tych, którzy myślą, że etyka jest czysto ludzkim konstruktem. Pomyśl o spokoju Bonhoeffera tuż przed tym jak został powieszony, pomimo tego, że był zakochany i miał całe życie przed sobą.

Sposób w jaki opuściłem wiarę był jak nawrócenie w drodze do Damaszku. Mój powrót był powolny i wątpiący. I tak pewnie będzie zawsze. Wiem jednak, że nigdy więcej nie powinienem popełnić tego samego błędu. Gilbert Ryle absurdalnie stwierdził, że Bóg to „category mistake”. Prawdziwym jednak błędem popełnianym przez ateistów, nie jest ten dotyczący Boga, lecz człowieka. Przeczytaj „Table Talk” Samuela Tayora Coleridge’a – „Przeczytaj pierwszy rozdział Genesis bez uprzedzeń i będziesz przekonany od razu… „Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia”. I potem Coleridge dodał: „‚wskutek czego stał się człowiek istotą żywą’. Materializm nigdy nie wyjaśni tych ostatnich słów”.

http://www.newstatesman.com/religion/2009/04/conversion-experience-atheism