Jeden z najgłówniejszych przywódców masonerii, znakomity rodem i stanowiskiem M. Solutore Zola – eks-wielki mistrz, eks-wielki hierofant, eks-suweren, wielki komandor, założyciel wolnomularstwa w Egipcie i przyległych prowincjach – dnia 18 kwietnia 1896 roku składał w ręce Monsignora Sallua publiczne wyrzeczenie się swych błędów.
Nawrócenie to, tak pocieszające i chwalebne dla Kościoła Katolickiego – a jak grom pioruna groźne dla bezbożnej sekty masonów, stało się za przyczyną Przenajświętszej i Niepokalanej Matki Boga.
Solutore Zola posiadał w okolicy Rzymu opodal kościoła Madonny Bożej Miłości przepyszną willę, w której corocznie spędzał letnie miesiące.
Dnia 27 października 1895 zamierzył przez ciekawość zwiedzić tę świątynię. – Wszedłszy do kościoła z litością i z pogardliwym uśmiechem spoglądał na tłumy pobożnych i pielgrzymów, spieszących tu, by oddać cześć Niepokalanej Matce Boga. – Tego samego dnia nieszczęśliwym przypadkiem upadł tak, iż złamał lewą nogę w trzech miejscach. – Doktorzy przybywszy zbyt późno nie mogli już zaradzić odpowiednio i wskutek tego Solutore cierpiał niezmierne bóle, prawie nie do zniesienia.
W tym stanie przeżył aż do wigilii Bożego Narodzenia. – Wieczorem zwyciężony bólami zasnął. – Podczas snu tego, uczuł się nagle przeniesionym do kaplicy w świątyni Madonny Bożej Miłości. – Tam ukazała mu się prześlicznej urody Niewiasta trzymająca na ręku nie mniej piękne dziecię; ta niewiasta wyrzucała mu, iż przyszedł do Jej świątyni jedynie po to, aby szydzić z tych, co się do Niej uciekają i cześć Jej oddają i zachęciła go, aby się modlił do Niej i odrzucił z nóg bandaże a zaczął chodzić. Chory instynktownie szukał słów, jakimi by mógł podziękować dobrej Pani, a nie znalazłszy na razie w swym sercu innej formuły modlitwy rzekł do Niej: „Dominus vobiscum” – poczym znowu zasnął – trwając w tym śnie aż do rana.
Gdy się Zola z rana obudził, małżonka jego, nader pobożna i wielkich cnót pani, spytała go, z kimże we śnie rozmawiał. – Pytanie to, żywo mu stawiło przed oczy sen jego i wzruszyło głęboko serce tym wspomnieniem. – Odpowiedział swej żonie: „Idź do kościoła Madonny – i zapal świecę przed Jej ołtarzem”. – Był to pierwszy objaw wiary ze strony Solutora – po czterdziestu latach życia bez wiary.
W tejże samej chwili uczuł, iż sprawdziła się na nim obietnica Maryi – gdyż podniósł się z łoża boleści i bez pomocy zdołał się przejść po pokoju – złamana noga była zupełnie zdrową!
Zwyciężony tym cudem już się nie opierał dłużej działaniu łaski Bożej – lecz się nawrócił – i sam własnoręcznie spisał szczegóły cudu, jakiego doznał od Matki Najświętszej.
„Osservatore Romano” nr 92 z kwietnia 1896r.:
„Ja niżej podpisany Solutore Arrentore Zola, eks-wielki mistrz, eks-wielki hierofant, eks-suweren, wielki komandor, założyciel wolnomularstwa w Egipcie i przyległych prowincjach, oświadczam niniejszym, że byłem członkiem przez przeciąg ok. 30 lat lóż wolnomularskich, a przez lat 12 rządziłem nimi, mając w ręku absolutną władzę, a zatem miałem sposobność poznać dokładnie początek i cele, prawa i nauki. Wolnomularstwo udaje, że jest czysto filantropijnym, filozoficznym związkiem, który postawił sobie za zadanie poszukiwanie prawdy, naukę powszechnej moralności, umiejętności i sztuki, tudzież wykonywanie uczynków miłosiernych. Udaje, że szanuje religijne przekonania każdego ze swych członków, zapewnia, że na swych zebraniach unika z zasady jakiej bądź religijnej i politycznej dyskusji, zaręcza, że nie jest ani politycznym, ani religijnym zjednoczeniem, lecz świątynią sprawiedliwości, ludzkości, miłości itd. Wobec tego zaręczam, że wolnomularstwo jest czymś zupełnie innym, czymś wręcz temu wszystkiemu przeciwnym.(…) W dobru, rzekomo zawartym w ustawach i przepisach wolnomularskich, nie ma ani krzty prawdy. Kłamstwem, wyłącznie bezczelnym kłamstwem jest owa słusznie głoszona sprawiedliwość, ludzkość, filantropia, miłość. Nie panują one ani w wolnomularskiej świątyni, ani w sercach wolnomularzy. Ci ostatni o pewnych nieznacznych wyjątkach nie wspominając, cnót tych bynajmniej nie wykonują. Prawda w loży nie przemieszkuje i wolnomularze jej nie mają. Kłamstwo, obłuda, oszustwo, osłonięte pozorami prawdy, rządzą wszechwładnie wolnomularską rzeszą. (…) W gruncie rzeczy, za to zaręczam, wolnomularstwo najsłuszniej nazwać by można religijnym związkiem; jego celem jest zniszczenie wszystkich religii, a przede wszystkim religii katolickiej, aby zająć jej miejsce i sprowadzić rodzaj ludzki do pierwotnego pogaństwa.”
* * *
Jak na ironię, historia zapomniała o Solutorze Zoli i wyznanie, jakie poczynił on w 1896 r., przypisuje się dzisiaj niesłusznie Émilowi Zoli. Z jednej strony – w tym przypadku razi niekompetencja dziennikarzy, którzy czy to z braku dociekliwości (którą przecież powinni się wyróżniać), czy też w gonitwie za tanią sensacją – ukuli mit nawrócenia Zoli. Z drugiej jednak strony trzeba przyznać, że zarówno poglądy, jak i pozycja Zoli uprawdopodobniały jego przynależność do masonerii. Francuz był blisko związany z promasońskim dziennikiem „L’Aurore”. Niemniej Émile Zola do końca życia obstawał przy tezie, że szczególna aura panująca w Lourdes jest nie wynikiem boskiego dotyku, a psychicznego napięcia, jakie wytwarza się w umysłach podróżujących pielgrzymów.